Witek wygrał na otwarcie nowej edycji NLP

Drukuj

12615375 1051527881552059 8243396758174896481 oWitold Hajduk zajął pierwsze miejsce w pierwszym turnieju kolejnej edycji zawodów „Nie lubię poniedziałków”. W finale okazał się lepszy od Mirosława Dąbrowskiego oraz Sebastiana Krupy i Dawida Masteja.

Jak to miało miejsce w poprzednich edycjach, także i ta będzie rozgrywana w innej od poprzednich formuł.

Tym razem rywalizacja toczy się przy stołach nie w parach, ale kwartetach (odmiana 9-bil). Zawodnicy losują kolejność podejścia do stołu. Ten, który rozpoczyna zabawę gra do chwili spudłowania uderzenia, po czym ustępuje miejsca kolejnemu i tak dalej. Kto wbija bile nr 9, wygrywa i otrzymuje punkt. Kto pierwszy uzbiera trzy punkty, wygrywa i awansuje dalej (ewentualnie wygrywa cały turniej). Zawodnik, który jako drugi uzbiera 3 punkty w przedfinałowych rundach także uzyskuje awans do kolejnej (a w finale zajmuje 2 miejsce). Pozostali zawodnicy odpadają z gry (ewentualnie zajmują 3 lokaty w finale).

Wymienione wyżej zasady zaproponował Robert Pecka, który zresztą od kilku edycji dba o to, aby każda kolejna toczyła się w innej formule. – Nowy regulamin to częściowo mój pomysł, ale z drugiej strony lata temu trafiłem na podobne przepisy i wiem, że gdzieś w świecie gra się w bardzo podobny sposób – wyjaśnia popularny „Dziadek”.

W poniedziałek do rywalizacji stanęło 21 bilardzistów. W walce o finał Mirek Dąbrowski i Sebastian Krupa zdystansowali Sławomira Pasternaka oraz Bartosza Szkołuta, a na drugim stole Witek i Dawid Mastej okazali się lepsi od Jerzego Goneta i Sebastiana Hołówko.

W finale jako pierwszy do stołu podszedł Sebastian Krupa. Potem do akcji wkroczył Dawid i kończył bardzo ciężki układ. Niestety, fatalnie pomylił się na bili nr 9 i tym samym jako pierwszy punkt w łatwy sposób zdobył Witek (wygrał ranking w poprzedniej edycji). Najmłodszy zawodnik w stawce poszedł za ciosem i dość szybko zapewnił sobie zwycięstwo. Walka o drugie miejsce toczyła się między Mirkiem i Sebastianem, którzy zebrali po dwa punkty. Rozstrzygnięcie zapadło jednak w zaskakujący sposób. – Kiedy Dawid Mastej zdobył swój pierwszy punkt, przekazał go mnie i tym samym zająłem drugie miejsce wyjaśnia Mirek.

Przekazywanie punktów jest zgodne z regulaminem. Co więcej, nie wolno w takiej sytuacji odmówić „prezentu”. - Dawid zrobił tak, bo czuł się bardzo zmęczony. Finał graliśmy po drugiej w nocy – komentuje Mirek. – Cóż, poczułem dziwnie i niekomfortowo, wygrywając w ten sposób, ale wszystko odbyło się zgodnie z zasadami. Moja opinia o tej formule? Po pierwsze nie opłaca się odstawiać, bo rywale po tobie w końcu coś wbiją. Po drugie po zrobieniu błędu jest trochę czekania na kolejną szansę. Zasady są ciekawe, ale wypada chyba je dopracować w ten sposób, aby finał nie kończył się tak późno w nocy – dodał Mirek.

Sebastian, rzecz jasna nie był zachwycony z okoliczności, w jakich przegrał 2 lokatę, ale samą formułę chwali. – Podoba mi się. To coś nowego. Ale ta zasada o oddawaniu punktów innemu zawodnikowi jest, cóż, dziwna. Oczywiście wszystko trwało długo, ale może za tydzień potrwa krócej – uważa Sebastian. – To było przetarcie nowej formuły. Robert na pewno coś wymyśli i kolejne zawody będą się kończyć o wiele wcześniej – zapewnia Janusz Stawarz, szef Ósemki.

Tak czy owak w poniedziałkowym turnieju warto grać, bo ciągle nietknięta pozostaje kwota, którą można wygrać w Jack Pocie. Urosła już do około tysiąca złotych. Tym razem mógł ją „ponieść ze stołu” Piotr Pasierb. Do rozbicia przymierzał się długo i starannie, ale, niestety, żadna z bil nie chciała wpaść do łuzy.

W najbliższy poniedziałek turniej nr 2. Początek godzina 17.45